Z pamiętnika Absolwenta – Tomasz Darocha, rocznik 1972, cz. 1

  • Home
  • Z pamiętnika Absolwenta – Tomasz Darocha, rocznik 1972, cz. 1

Z pamiętnika Absolwenta – Tomasz Darocha, rocznik 1972, cz. 1

2025-05-13 Katarzyna Szmurło Comments Off

Wspomnienia Tomasza Darochy pt. „Tratwa story 1978 r.” o tym jak studenci Wydziału Elektrycznego Politechniki Warszawskiej zbudowali tratwę i popłynęli nią w rejs Wisłą.

Tratwa 1978 r. - część I

Czas mija, pamięć wspierana nawet płynami Bilobil już tak dobrze nie oddaje tamtych emocji. Tak więc do dzieła, spisujemy co pamiętamy.

Wypłynięcie Tratwy odnotowała na pierwszej Stronie popularna warszawska popołudniówka, gdyż internetu jeszcze wtedy nie było.

Sukces organizacyjny „Próby bicia rekordu prędkości na hulajnodze” zarejestrowanej w Kronice Filmowej w 1975 r zachęcił nas do podjęcia kolejnego wyzwania, tym razem na wodzie, rzeką Wisłą do Gdańska. Nie miałem nic oprócz pomysłu i przekonania, że musi się udać.

Liczne spotkania po zajęciach dawały rezultaty i już po kilku dniach prezentacji pomysłu załoga została ukonstytuowana. Ktoś zaproponował udział w rejsie koledze Karkoszce znanemu wioślarzowi. Dlaczego to było ważne?

Tak,tak, dobrze myślicie – temu Karkoszce, synowi towarzysza ( nie Jego wina ).

Sprawa nabrała wymiaru politycznego gdy dostałem zaproszenie do Komitetu Warszawskiego Zjednoczonej Partii na uzgodnienia organizacyjne. Koledzy aktywiści z organizacji wydziałowej wpadli w panikę. Nikt nie był pewien co tam powiem i jak to się stało.że tam idę z pominięciem zależności pionowych.

Młodzież współczesna tego nie rozumie w jakich czasach studiowaliśmy, kto rządził i decydował prawie o wszystkim. Otrzymałem precyzyjne instrukcje a nawet próby nacisku abym zabrał ze sobą kogoś z formalnej struktury. Nie dałem się zmanipulować co doprowadziło aktywistów do szaleństwa i niepewności jak skończy się ten eksperyment.

Rozmowa w Komitecie Warszawskim przebiegła w tzw. „Szczerej Partyjnej Atmosferze „.
Namalowałem optymistyczny, radosny obraz młodzieży aktywnej, sportowego zapału, społecznego zaangażowania i inicjatyw kulturalnego rozwoju w duchu współpracy i zrozumienia. Towarzysze z Komitetu nadali sprawie status pełnej akceptacji dla moich pomysłów ale dorzucili pomysł organizacji Czynów partyjnych w miastach po drodze rejsu, Płocku, Toruniu i Gdańsku.
Nie mogłem się nie zgodzić, zwłaszcza, że studenci niewierzący płynęli a aktywiści grabili w czynie społecznym. Zapytajcie o to swoich Dziadków albo starszych rodziców, znają te czyny partyjne.
Jak widać zdobycie poparcia politycznego w każdych czasach jest gwarancją sukcesu, finansowania i opieki służb specjalnych.

No to hurra, do roboty. Najpierw narysowałem koncepcję pomostu pływającego w stalowej ramie, która to konstrukcja uwięziła skutecznie puste 200 litrowe beczki koncernu CPN z Płocka. Wymagania transportu 9 osób zakładały wyprodukowania pomostu pływającego o wymiarach 4 x 9 mi wypornosci 3 ton. Konstrukcja powstała w warsztatach technicznych na Politechnice a stępkę położyliśmy na ulicy przed wejściem do starej kotłowni.

Tratwa powstała, piękna i smukła jak marzenie a ja nie spałem ze strachu aż do czasu wodowania na Wiśle obok mostu kolejowego przy Cytadeli.

Film z transportu i wodowania Tratwy nakręcony przez inż. Grzegorza Sowałę kamerą 8 mm możecie obejrzeć na YouTube.

To były chwile prawdy o naszych zdolnościach inżynierskich i logistycznych.

Do końca nie wiedzieliśmy czy zdołamy zatrzymać jaką ciężarówkę w Al. Niepodległości, ale spoko. Udało się za równowartość butelki „Żytniej” ( 103 zł. )

W ramach podziału zadań koledzy zdobyli zielone stroje z fabryki w Zielonej górze a inni 100 konserw „Paprykarza Szczecińskiego”, kilka ogromnych kół żółtego sera i ogromne chleby. Kupiliśmy też ocynkowaną kotwicę, która nie została jednak przywiązana do liny i niestety, zaraz po odbiciu od kei i przepłynięciu kilometra prosto na pomosty klubu Spójnia na Żoliborzu na komendę „Kotwicę rzuć”, śp Wiesiek Niedżwiedż wyrzucił ją za burtę. Kotwica nie okazała się niezbędna gdyż pomosty Spójni skutecznie Nas zatrzymały.

Skoro nie płyniemy to postanowiliśmy zanocować i nadwerężyć zapasy a rano uzupełnić płyny w sklepie na Marii Kazimiery, gdyż tylko tam sprzedali nam przed 13 tą

To był pierwszy zapis w Dzienniku pokładowym.

Rejs, dzień pierwszy

Pierwsza noc na tratwie przy pomoście Klubu Spójnia to była okazja do uzupełnienia i naprawienia wszelkich niedopatrzeń zaopatrzeniowych. Załoganci niżsi rangą, jak to na okrętach bywa, wykonali najtrudniejsze zadania i nikt nie pytał jak i za ile to zdobyli.
Minęła godz. 13.00 i zgodnie ze starą żeglarską tradycją pokonując porannego cykora odwiązaliśmy tratwę od pomostu a żwawy nurt Wisły na zakręcie porwał nas na środek rzeki.
Nie było odwrotu, nie mieliśmy niczego co stawiło by czoła grawitacji i wiatrom. Wtedy
jeszcze wyznaczeni silni załoganci próbowali korygować tor jazdy, a zmiany przy wiosłach sterujących były częste z reacji galerniczej, ale i bezsensownej pracy, gdyż nasz okręt płynął gdzie chciała natura aż osiadł na wypłyceniu dna i to na środku rzeki.
Usłyszeliśmy szum spływającej wokół konstrukcji tratwy wody a w oddali pojawiła się motorówka patrolowa MO.
Zaczęło się, pomyślałem z niepokojem ale moje obawy okazały się kompletnie nieuzasadnione. Patrol milicji wodnej został skierowany na trasę naszego rejsu aby upewnić się, że jedziemy do Płocka i dojedziemy tam na czas. Pytacie dlaczego to ważne ? Zgoda na rejs powiązana była z czynem partyjnym w Płocku i termin pojawienia się przy Wzgórzach Tumskich musiał zostać obowiązkowo dotrzymany.
Sympatyczny milicjant w stopniu nie przekraczającym chyba kaprala nawiązuje bezpośrednie połączenie z naszym okrętem służbową liną i za pomocą patrolowej motorówki usiłuje skusić nas do dalszej podróży. Niestety, tym co znają wodne zagadki nie muszę tłumaczyć, że lekka łódeczka milicyjna wyposażona w pędnik oprócz hałasu nie produkuje żadnego innego efektu.
Studenci z akademika znani są z gościnności, tak więc Kolega Wiesław Niedżwiedż zaproponował chwilę odpoczynku na uwięzionych okrętach i poczęstował milicjanta tym, co mieliśmy pod ręką.
Uradowany milicjant docenił naszą ofertę, choć był oficjalnie na służbie, po czym odwdzięczył się butelką czegoś bardzo dobrego. Oferta milicjanta to zapewne wynik wczorajszego przeszukania i przejęcia dowodu rzeczowego, który niestety został spożyty – zapewne ratując osoby spisane do protokołu. Posiłek w miłej wodniackiej atmosferze uwolnił nasze umysły od standardowego myślenia o pływaniu po Wiśle i ktoś zaproponował aby zejsć do wody na mieliznę i popchnąć tratwę w kierunku Gdańska. Propozycja wywołała euforię i prawie cała załoga zeszła do wody.
Nikt, nawet wodniak milicjant, nie spodziewał się, ,że odciążony okręt ruszy z kopyta wzdłuż nurtu rzeki a my w ostatniej chwili dołączymy do już uratowanych kolegów.
Na środku mielizny ostał się jedynie nasz kolega wodniak z patrolu, który po zdjęciu służbowych spodni użył naszego patentu na dalszą podróż.
Nikt nie uwiecznił tego zdarzenia, a nawet gdyby tak się stało, to przecież nie wydalibyśmy kolegi wodniaka…..

CDN……….

Politechnika Warszawska
Wydział Elektryczny
Nieformalna organizacja niezależnej inicjatywy „Bratniak”

Tomek Darocha 1972 – 1978 r
Elektrotermik z wykształcenia a KO’wiec klubu MIKS z zamiłowania.