PRZEDRUKI ze strony (www.ise.pl)
================================

--------------------------------------------------------------------------------
radv - Gosc - napisal (8.5.2003):
Wyslany: Pia Maj 09, 2003 11:13

Temat postu:

Fachowiec

--------------------------------------------------------------------------------

Wymieniano mi w domu instalacje domofonowa. To mile, zwazywszy na fakt, iz stara raczej nie spelniala juz swoich zadan. Przy montazu pracownik firmy X uszkodzil przewód biegnacy w tynku. Zdarza sie.

Zaczyna naprawiac - rozkul tynk, wyjal uszkodzony przewód. Jeszcze jestem spokojny.

Dzwoni do szefa - slusznie - niech szef tez ma problem. Szef jest pewnie lepszym fachowcem.

Facet przyjezdza i zaczyna naprawe -sciaga izolacje, zaklada szybkozlaczki. Zaniepokojony pytam czy chce je po prostu potem przykryc tynkiem. Odpowiada, ze tak sie robi i on wie o tym najlepiej. Nie wyrazam na to zgody, co spotyka sie z ironicznym usmieszkiem szefa (a co mu tam byle kto bedzie tlumaczyl jek ON ma pracowac).

Chyba jednak nie byl do konca przekonany do slusznosci swoich dzialan, bo wyciaga lutownice i zaczyna lutowac (styka bokami dwie zylym i laczy je kropla cyny). To poglebilo mój niepokój - w koncu to moja instalacja, mój dom i moje zycie. Instalacje mam jedna, dom tez, ze o zyciu nie wspomne.

Pytam Szefa, czy ten lut na pewno wytrzyma? Ten odpowiada pytaniem: A co sie Panu nie podoba? Mówie, ze lut mi sie nie podoba i pytam przy okazji czy jest aby elektrykiem i czy ma uprawnienia (ironiczny usmiech nie znika z twarzy Szefa).

Okazuje sie, ze elektrykiem nie jest, ale uprawnienia ma "na wszystko" (Hmmm...). Chyba tylko dla swietego spokoju poprawia lut zalewajac go góra cyny. Pytam czemu sztukuje przewód fazowy przewodem koloru niebieskiego i czemu przewodem o przekroju 1,5mm2, skoro zyla uszkodzona ma 2,5mm2. Odpowiada, ze przeciez to zadna róznica. W koncu i tak przewód jest w scianie i go nie widac. Swietnie. Polowe mamy za soba, zostala tylko jedna zyla.

Szef zadowolony z lekcji danej pracownikowi (jaki to on jest swietny i "zlota raczka") pyta, czy ten da sobie rade teraz sam, bo on juz musi jechac. Pracownik mówi (jakos bez przekonania), ze tak.

Szef odjezdza, Pracownik zaczyna kontrynuowac to co Szef zaczal.
Lut Szefa sie lamie (dobrze, ze tak szybko). Poniewaz mój niepokój wciaz wzrastal, pytam czy jest elektrykiem. Okazuje sie, ze nie.

Pracownik przy tym przeprasza za klopot i obiecuje pokryc wszelkie koszty (powtarza to kilka razy - chyba sie naprawde przejal, albo mu wstyd za Szefa). Czesc mego niepokoju usuwa sie ustepujac miejsca zyczliwosci dla pracownika (cholera, chociaz ma poczucie winy).

Biore sie za robote sam.
W koncu jestem inzynierem elektrykiem, mam uprawnienia SEP D i E, mam uprawnienia budowlane.

Teraz zastanawiam sie, po kiego diabla mi szkola i uprawnienia skoro byle kto (czytaj SZEF) próbuje robic w moim domu partyzantke.
Zastanawiam sie tez, ilu ludzi korzystajacych z uslug tej firmy narazonych jest na pozar, utrate zdrowia lub zycia. Najbardziej narazony zapewne jest Pracownik - ten wykonuje polecenia Szafa O Bardzo Malym Rozumku i nie jest swiadomy idacych za tym zagrozen.

Pozdrawiam